top of page
Szukaj

Fragment pewnego dziennika … 11.06.20**


Dzis znow poczulam, jakbym stala pod sciana.

Nie taka fizyczna, nie z cegiel czy betonu.

To byla ta niewidzialna sciana w srodku mnie – zimna, cicha, obojetna.

Z jednej strony cisnienie spraw codziennych, z drugiej samotnosc, ktora kladzie mi sie na piersi, gdy gasna swiatla.


Zdarzaja sie dni, kiedy mam wrazenie, ze wszystko mnie przerasta.

Kazda rozmowa jest wysilkiem.

Kazda decyzja – jak wspinanie sie pod gore bez konca.

I wtedy siadam, patrze w jeden punkt i pytam siebie: co ja tu jeszcze robie?


Dzis tak wlasnie bylo.

Obudzilam sie z uczuciem, jakbym od dawna nie spala.

Na twarzy sztuczny usmiech, bo przeciez trzeba. Trzeba isc, trzeba byc silna, trzeba ogarnac. Ale w srodku – cicho.

Jakby cos we mnie ucichlo na dobre.


Nie placze juz tak jak kiedys.

Moze dlatego, ze placz nie przynosi ulgi.

Moze dlatego, ze lzy uciekly mi razem z nadzieja. Ale potem mysle...

Taki maly metaforyczny obrazek : jak siedzi na podlodze mala dziewczynka, tulajac pluszowego misia, bo swiat wydaje sie zbyt duzy.

I ten misiu jest wszystkim – schronieniem, obietnica, ze ktos jednak mnie trzyma.


Dzis juz nie ma czasu na misia.

Ale mam siebie.

I wiem, ze jesli nawet nie mam sily isc do przodu, to moge przynajmniej sie nie poddac.

Moge sie polozyc na chwilke.

Oddychac. Pozwolc sobie na slabosc.


Nie wiem, co przyniesie jutro.

Nie wiem, czy ta sciana, przed ktora stoje, peknie, czy jeszcze mnie przytloczy.

Ale wiem, ze moje serce jeszcze bije.

A skoro bije – to znaczy, ze jeszcze mam szanse.


I to wystarczy na dzis.

ree

Dziekuje, ze jestes.

Przytulam

LLWSKA❤️

 
 
 

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
bottom of page